Rozmowa z wokalistką i pianistką jazzową Małgorzatą “Margo” Staniszewską

“Jazz jest jak życie”

Rozmowa z wokalistką i pianistką jazzową Małgorzatą “Margo” Staniszewską


Twoja przygoda z muzyką rozpoczęła się bardzo wcześniej?

To prawda. Podobno jak już miałam kilkanaście miesięcy to śpiewałam w drodze do żłobka. Tak przynajmniej mówiła moja mama. Zawsze jednak wiedziałam, że będę śpiewać. To moje najwcześniejsze marzenie i jednocześnie wspomnienie z dzieciństwa. Będąc nieco starsza wymogłam wręcz na rodzicach, aby zapisali mnie do szkoły muzycznej, bo nie za bardzo chcieli. U nas w domu po prostu nie było tradycji muzycznej stąd zapewne ich opór. Podstawową szkołę muzyczną ukończyłam w rodzinnym Jarosławiu, a następnie poszłam na wydział wokalny do średniej szkoły muzycznej w Rzeszowie. Kolejnym ważnym etapem były studia w Poznaniu, gdzie moim nauczycielem była niesamowita profesor Jadwiga Gałęska – Tritt. Praca z tym pedagogiem bardzo mnie rozwinęła wokalnie, otworzyła i tak naprawdę przygotowała do późniejszych występów scenicznych.


Dotychczasowa Twoja edukacja muzyczna skupiała się jednak na klasyce. Kiedy skierowałaś się w stronę jazzu?

Tak. Zarówno w liceum, jak i później zajmowałam się muzyką poważną, operową. Mieliśmy co miesiąc koncerty. Śpiewałam solo czy też z chórem jak chociażby mszę Missa pro Pace Feliksa Nowowiejskiego w Filharmonii Narodowej. Wiele również nagrywałam. Między innymi partie solowe na płytę ze znaną niemiecką sopranistką Ingrid Kremling mająca za sobą występy w Metropolitan Opera czy La Scali. Udzielałam się także w chórze operowym w Poznaniu, gdzie z operą Borys Godunow Modesta Musorgskiego występowaliśmy między w Luksemburgu.   Wykształcona więc zostałam klasycznie, ale muzyka poważna nigdy tak naprawdę do końca mnie nie kręciła. Nawet moja profesorka nazywała mnie żartobliwie bigbitówką, że niby wykraczam poza schematy związane z muzyką klasyczną. Wtedy jednak jeszcze nie wiedziałam w jaką stronę chcę pójść. Przełomem okazała się biografia Milesa Davisa, która dość przypadkowo wpadła mi w ręce.


To był muzyczny punkt zwrotny w Twoim życiu?

Niewątpliwie tak. Mogłabym rzec, że po tej lekturze cały mój mózg przestawił się niejako na inne tory, na jazzowe. I zaważyło to na całym moim życiu, na tym co robię i gdzie jestem obecnie. Dość szybko podjęłam bowiem decyzję, że chcę śpiewać jazz i to w Ameryce, czyli tam, gdzie się narodził. Kiedy poszłam po wizę do konsulatu USA w Krakowie i konsul spytał się o powód wyjazdu, to powiedziałam, że jadę odwiedzić kluby jazzowe. Konsul spytał się więc jakiego znam saksofonistę jazzowego. Odpowiedziałam, że John’a Coltrane’a, ale moim ulubionym jazzmanem jest jednak twórca cool jazzu Miles Davis. Wizę dostałam od ręki i w kwietniu 2002 roku znalazłam się w Nowym Jorku.


W Polonii znana jesteś jednak przede wszystkim jako organistka.

Mam tą świadomość. Kiedy przyjechałam do Stanów najpierw musiałam zawalczyć o utrzymanie. Miałam tylko 200 dol. w kieszeni i żadnej rodziny na miejscu. Koleżanka załatwiła mi jakiś pokój na Bay Ridge, gdzie mieszkałam przez pierwszy miesiąc. Zanim nawiązałam kontakty w świecie opery inna znajoma Polka powiedziała mi, że parafia Św. Józefa w Hackensack poszukuje organisty. Nigdy na organach nie grałam, ale pianino zawsze było moim drugim instrumentem więc postanowiłam spróbować. Zostałam przyjęta i tak rozpoczęła się moja przygoda z graniem w kościołach. Później grałam u Katarzyny Aleksandryjskiej na Brooklynie, u Św. Alojzego na Ridgewood, u Św. Stanisława Kostki na Greenpoincie, a w końcu trafiłam do Świętej Róży z Limy na Dolnym Brooklynie, gdzie zresztą jestem do chwili obecnej.


W końcu jednak i w Stanach zajęłaś się śpiewem operowym.

Tak. To była dla mnie naturalna droga, bo tą muzykę już znałam. Przez kilka lat śpiewałam w New York Lyric Opera. Dzięki temu miałam okazję wystąpić w Carnegie Hall, Lincoln Center czy Symphony Space. Śpiewałam między innymi w takich operach jak L’incoronazione di Poppea Claudia Monteverdiego, Siostra Angelica Pucciniego, czy też Walkiria Wagnera. O jazzie jednak myślałam cały czas. Po to przecież przyjechałam do Nowego Jorku, aby śpiewać jazz. To miałam w sercu i nic innego nie było aż tak ważne.


Kiedy pojawiła się taka możliwość?

Mimo związków z operą przez cały czas bywałam w klubach jazzowych i poznałam wielu jazzowych muzyków. Jedną z najważniejszych postaci stał się dla mnie pianista i kompozytor Dario Boente, zdobywca Latin Grammy. Dario zaczął mnie uczyć już typowego, jazzowego grania. Ja płynnie gram na pianinie więc swoją prawdziwą przygodę z jazzem zaczęłam właśnie od nauki jazzowego stylu na tym instrumencie.  W 2012 zamieszkałam w budynku na East Harlem, gdzie jak się okazuje rezydowało i ciągle rezyduje wielu wspaniałych muzyków. To również bardzo mi pomogło. Zaczęłam brać lekcje wokalu u znakomitego Theo Blackmanna. To wspaniały wokalista jazzowy i uznany pedagog w Manhattan School of Music. W tym czasie regularnie także brałam udział w Jim Caruso’s Cast Party, jam sessions organizowanych w każdy poniedziałek w legendarnym klubie Birdland, gdzie wkrótce zaczęłam udzielać się jako wokalistka. Stałam się tam zresztą dość znana. W pewnym momencie pojawiła się możliwość występów na żywo w klubach i restauracjach. To sprawiło, że zaczęłam rozglądać się za muzykami do współpracy. I tak ostatecznie powstał mój zespół Margo’s Ensemble. W ramach tej grupy gram najczęściej z tymi samymi muzykami, ale skład nie jest stały, bo nie każdy zawsze jest dyspozycyjny. W zeszłym roku jako Margo’s Ensemble graliśmy w wielu miejscach. Praktycznie występowaliśmy co tydzień i muzycznie był to najbardziej pracowity rok w moim życiu.


Czym jest dla Ciebie jazz i które wokalistki jazzowe są Twoimi ulubionymi?

Jazz jest jak życie, jak powietrze. Jest trochę jak matematyka, bo jazz musi być prawdziwy. W jazzie musisz być dobry, aby się naprawdę sprawdzić. Jazz, kiedy się go śpiewa lub gra, to nieustannie się zmienia, tak jak i nasze życie. Nie ukrywam, że jazz pobudza mnie intelektualnie i zmusza do ciągłego działania. Do grona moich ulubionych wokalistek jazzowych należą: Billie Holiday, Sarah Vaughan, Ellla Fitzgerald, Nina Simone, a z obecnych Diana Krall.  W świecie jazzu jest zresztą wiele innych inspirujących postaci, ale najważniejsze dla mnie raczej wymieniłam.


Zwracając się w stronę jazzu postawiłaś również na swoje kompozycje. Nigdy nie interesowało Cię wyłącznie odtwórcze granie.

Tak. Myślę, że zaczęło się to bardzo wcześniej. W pierwszych latach szkoły muzycznej mając niespełna 10 lat odtwarzałam na pianinie ze słuchu muzykę, którą usłyszałam w bajkach. Szybko zaczęłam dodawać coś od siebie i układać również swoje dźwięki. Właściwie spędzałam przy pianinie 4 – 5 godzin dziennie grając głównie ze słuchu i komponując. Chęć do wielogodzinnych ćwiczeń zresztą pozostała mi do dzisiaj, a jazz wymaga ciągłego samodoskonalenia się. Ćwiczę więc godzinami sama i z nauczycielami, ale też realizuję się jako pedagog, bo zarówno wokalu jak i pianina zaczęłam uczyć innych. Koncertując jako Margo’s Ensemble gramy oczywiście wiele standardów jazzowych, ale też wykonujemy moje kompozycje. Podobnie będzie podczas festiwalu w Centrum.


W Centrum Polsko – Słowiańskim miałaś już okazję występować w tym roku.

Tak. W styczniu zagraliśmy na wernisażu malarskim Bogdana Kujawskiego w znakomitym zresztą składzie, bo wystąpili ze mną wtedy: David Kikoski, Stacy Dillard, Curtis McPhatter Jr, Alex Apollo Ayala i Daniel Sky. Wykonaliśmy wtedy między innymi w mojej aranżacji jazzowej utwór pt. „Coraz to z ciebie jako z drzazgi smolnej”. Przez lata utwór ten napisany do tekstu Norwida śpiewał legendarny piosenkarz Stan Borys, który również obecny był na sali tego wieczoru. Po tym udanym koncercie, we władzach Centrum Polsko – Słowiańskiego narodził się pomysł, aby stworzyć osobny festiwal stricte jazzowy. Dyrektor Wykonawczy Centrum Agnieszka Granatowska poprosiła mnie o pomoc w znalezieniu muzyków. Przy czym założenie było takie, aby to Polak był liderem każdego z zespołów. I udało się zebrać takich muzyków. Zarówno ja, Daniel Sky i Marcin Steczkowski wystąpią ze swoimi zespołami. Przy okazji wymyśliłam nazwę Greenpoint Jazz Festival, która zresztą jakoś sama się narzuca. Dodam jeszcze, że podczas festiwalu Margo’s Ensemble wystąpi w składzie: Małgorzata Staniszewska (wokal), Stacy Dillard (saksofon), Willerm Delisfort (pianino), Stefano Battaglia (kontrabas/ bas) i David Hawkins (perkusja).


Jakie masz oczekiwania związane z tym występem?

Mm nadzieje, że publiczność dopisze, ludzie przyjdą i Greenpoint Jazz Festival na stałe wpisze się w kalendarz imprez organizowanych przez Centrum. Moim zdaniem, takie wydarzenie ma spory potencjał, gdyż w Nowym Jorku jest wielu ludzi kochających jazz, w tym również spora grupa Polaków. Sama sala również imponuje zarówno wyglądem jak i doskonałym nagłośnieniem. Moim zdaniem jest to miejsce stworzone wręcz do jazzu. Myślę, że władze Centrum od jakiegoś czasu robią wspaniałą robotę otwierając się na wiele różnych środowisk i artystów.


Życzymy powodzenia na festiwalu i dziękuję za rozmowę.


Rozmawiał Marcin Żurawicz.