Każdy koncert jest wyjątkowy
Jak doszło do tego, że zainteresowałeś się w życiu muzyką?
Stało się to dość wcześnie. Moja mama była nauczycielem w szkole podstawowej, a ponieważ wykazywałem smykałkę do muzyki to umówiła mnie na kilka prywatnych lekcji u szkolnego nauczyciela muzyki. Nie był on jednak gitarzystą, tylko pianistą, ale udzielił mi kilku pierwszych lekcji teorii. Gry na gitarze zaczął uczyć mnie znajomy ojca i wtedy dość szybko zorientowałem się, że to właśnie muzyką chciałbym zajmować się w przyszłości na poważnie.
Simple Sound nie jest pierwszym zespołem, w którym grałeś.
Tak. Przyjechałem do Stanów Zjednoczonych w 2004 roku i zanim powstał Simple Sound przez kilka lat grałem na gitarze solowej w amerykańskim zespole Windsor Circle, a później udzielałem się w formacjach Super Nova, Power Blues i Kran. I właśnie w tym ostatnim zespole w pewnym momencie pojawiła się na wokalu Dorota, którą sam zresztą poleciłem, gdyż poznałem ją chwilę wcześniej przez mojego dobrego kumpla i wiedziałem, że chciałaby gdzieś śpiewać. Dorota ma wrodzony talent, który przez kolejne lata rozwijała i zresztą dalej z powodzeniem to czyni.
Można powiedzieć, że nazwa zespołu jest dość prosta.
To prawda. Nas jest tylko dwoje więc Simple Sound nawiązuje do ilości osób w zespole i bezpośrednio do muzyki jaką wykonujemy. To nie jest nic trudnego, wszystko jest tutaj proste i oczywiste. Tylko gitara, harmonijka i wokal. Szukaliśmy nazwy, która by do nas najlepiej pasowała i jakoś tak w sposób naturalny wpadliśmy na ten koncept. I tak już zostało.
Podział funkcji w zespole również jest dość klarowny.
Tak. Od początku ja zajmuję się grą na gitarze i harmonijce, a Dorota śpiewa. Czasem w zależności od koncertu używam również instrumentów perkusyjnych i kiedy istnieje konieczność wspieram Dorotę wokalnie.
Simple Sound istnieje już pięć lat.
Oficjalnie istniejemy od końca 2019 roku, ale tak jak wspominałem graliśmy ze sobą już wcześniej w Kranie. Zdecydowaliśmy się na utworzenie duetu, gdyż dobrze dogadywaliśmy się muzycznie i stwierdziliśmy, że może powstać z tego coś ciekawego. I myślę, że te 5 lat pokazało, iż mieliśmy racje. W duecie gra się nam świetnie. Nie planujemy rozbudowy składu, ale jakby pojawił się jakiś ciekawy perkusista, to na pewno taką opcję byśmy rozważyli. Na razie jednak nikogo odpowiedniego nie znaleźliśmy. Staramy się nie robić jednak nic na siłę. Wielokrotnie spotykaliśmy się ze zdziwieniem, że mimo, iż jest nas tylko dwoje, na scenie brzmimy tak potężnie jakby grał cały zespół.
Od początku wasz styl był jasno określony?
Nie do końca. Myślę, że ewoluowaliśmy, co zresztą trwa do chwili obecnej. Zespół powstał z myślą o tym, że będziemy grać głównie covery rockowe w barach czy klubach w wersji akustycznej. Dorota lubi takich wykonawców jak między innymi Whitney Houston czy Dolly Parton. Tak więc to był nasz punkt wyjścia. Jednak ja zawsze miałem w zanadrzu jakieś swoje kompozycje i szybko okazało się, że Dorocie również niektóre się podobają. Zresztą jak tworzy się swoją muzykę, to pojawiają się zupełnie inne emocje. Szybko więc zadecydowaliśmy, że idziemy w tym kierunku, tym bardziej, że Dorota również miała swoje teksty, których nie wykorzystała w poprzednich projektach. Ostatecznie postawiliśmy więc głównie na swoją twórczość, chociaż mamy w repertuarze również kilka coverów. Nigdy jednak nie zagraliśmy żadnego koncertu tylko z samymi coverami. Najwyżej stanowią 20% repertuaru.
Jakbyś nazwał muzykę, którą wykonujecie?
Stylistycznie określiłbym naszą muzykę jako szeroko rozumiany indie rock z elementami folku i z dużą domieszką bluesa. Nie chciałbym jednak naszej muzyki szufladkować i tak naprawdę robię to jedynie na potrzeby wywiadów.
Dość szybko nagraliście także swoją pierwszą płytę.
Krótko po zawiązaniu zespołu przyszła pandemia i nagle było dużo czasu na realizacje i dopracowanie własnych pomysłów. Tak więc paradoksalnie dość szybko na rynku pojawiła się nasza pierwsza, debiutancka płyta zatytułowana Stories zawierająca wyłącznie autorską muzykę, a dokładnie 12 utworów. Album jest osiągalny w internecie na wszystkich najważniejszych platformach takich jak Spotify, Apple Music, czy YouTube. Obecnie pracujemy już nad kolejnym naszym albumem.
Jesteś autorem wszystkich waszych kompozycji.
W większości, ale myślę, że muzykę tworzymy jednak wspólnie. Nawet jeśli ja przynoszę jakąś ideę, to na próbach twórczo ją rozwijamy i Dorota jako wokalistka zawsze dodaje coś od siebie. Dorota nie gra co prawda na żadnym instrumencie, ale potrafi stworzyć linię melodyczną wokalu, a ja dopasowuję wtedy do tego całą kompozycję.
Tworzycie wyłącznie w języku angielskim?
Nasza pierwsza płyta jest całkowicie anglojęzyczna, gdyż nie ukrywam, że bardzo chcielibyśmy zaistnieć na rynku międzynarodowym, a język angielski jest w tym wypadku najbardziej uniwersalny. Mamy jednak autorskie utwory w języku polskim i gramy je często na polonijnych imprezach. Niekiedy na koncertach jest ich nawet więcej niż angielskich, gdyż wszystko tak naprawdę zależy od tego dla kogo i gdzie gramy. Te wszystkie polskojęzyczne numery nie zostały jeszcze wydane i gramy je tak naprawdę wyłącznie na koncertach. To również są nasze wspólne kompozycje.
Czy do któregoś z waszych utworów powstał teledysk?
Na obecną chwilę mamy zrealizowane klipy muzyczne między innymi do utworów You & Me oraz By the Time. Można je zobaczyć na naszym kanale w popularnym serwisie YouTube. Jest też tak zwane “lyric video” do kawałka The legend of the Lake. Oczywiście w planach są dalsze teledyski, ale myślę, że potrwa to jeszcze dłuższą chwilę zanim ujrzą światło dzienne.
Jesteście duetem, który dużo ostatnio koncertuje.
Rzeczywiście tych występów jest coraz więcej. Pamiętam, że w poprzednich latach graliśmy zaledwie kilka koncertów rocznie, a w tym roku tych występów było już kilkanaście, a w planach są następne. Gramy wszędzie, gdzie jest to możliwe, ponieważ występy na żywo są tym, co naprawdę uwielbiamy robić i kontakt z publicznością daje nam wiele radości i energii. Najczęściej występujemy w amerykańskich barach, ale wiele razy graliśmy również dla Polonii, chociażby w Piwnicy u Dziadka w Filadelfii, w polskim barze Amsterdam Alley w Linden, czy też w Klubie Wisła w Garfield. Parokrotnie występowaliśmy również podczas amerykańskich finałów Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Któryś z tych koncertów był dla was w jakiś sposób szczególny?
Trudno powiedzieć. Na swój sposób każdy koncert jest wyjątkowy i nigdy nie ma dwóch podobnych. Powiedziałbym, że najbardziej utkwił mi w pamięci nasz pierwszy koncert, bardzo kameralny, który zagraliśmy tuż przed wybuchem pandemii koronawirusa na początku 2020 roku w niewielkiej knajpce Van Gogh’s Ear Cafe w Union w New Jersey. To był jednocześnie krótki koncert, gdyż dopiero powstaliśmy i nie mieliśmy jeszcze wtedy wiele materiału. Chcieliśmy przede wszystkim zobaczyć jak nam wszystko wyjdzie i jaki będzie odbiór naszej muzyki. Po występie zebraliśmy wiele pozytywnych opinii i to dało nam sporego kopa do dalszego działania. I mimo to, że tydzień później wybuchła pandemia, to ten koncert napędził nas do tego, aby robić jednak swoją muzykę, nagrywać i czekać na lepsze czasy. I te czasy w końcu przyszły.
Czego mogą spodziewać się uczestnicy Festiwalu po waszym koncercie?
Na pewno mogą się spodziewać dobrej, melodycznej muzyki, bo u nas przede wszystkim chodzi o melodie. Staramy się tworzyć utwory, które wpadają w ucho, często poparte mocnym wokalem. Cieszymy się, że wystąpimy podczas drugiej edycji festiwalu w Centrum, tym bardziej że to będzie dla nas zupełnie nowe doświadczenie i nowa publiczność, gdyż w samej metropolii gramy relatywnie rzadko.
Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia na Festiwalu.
Marcin Żurawicz